Jest zimno i muszę się dość ciepło ubrać. Te ciepłe ubrania bardzo krępują ruchy i dotarcie na miejsce zajmuje mi trochę więcej czasu aniżeli zakładałem. Na przełęczy Videlske sedlo(Kříž) jestem o 04:30, a więc już za jakieś pół godziny zacznie świtać. Oj wiele bym dał by być już tam gdzieś wyżej i w spokoju oczekiwać wschodu słońca.
Najszybciej jak to tylko możliwe zapinam rower gdzieś w lesie i rozpoczynam wspinaczkę szlakiem żółtym wiodącym w kierunku chaty Švýcárna. Muszę jednak odrobinę zmniejszyć tempo tak by się nie spocić. Jest -24 stopnie i stojąc później w bezruchu z mokrymi plecami w tak niskiej temperaturze nie będzie miłą rzeczą
Będąc gdzieś w połowie podejścia widzę jak zaczyna jaśnieć horyzont. Księżyc też sporo odbija światła, a ja jestem w gęstym lesie
Rzednie las i pojawiają się pierwsze widoki. rozkładam sprzęt, ale jest już zbyt jasno na dłuższe czasy naświetlania. Księżyc też już nisko i dodatkowo nadciągnęła cienka warstwa chmur. Przynajmniej sceneria jest taka jaką bym chciał, więc staram się to wykorzystać.
Osiągam szczyt Małego Dziada(Malý Děd 1368 m). Stąd idę już pozaszlakowo w kierunku widocznego czasami pomiędzy drzewami nadajnika na Pradziadzie. Sceneria jest po prostu wymarzona. Takiej właśnie oczekiwałem
Idąc grzbietem na południe staram się tak kadrować by na zdjęciu nie złapać jakichś śladów bo okolica jest dość nieźle zdeptana szczególnie przez narciarzy skiturowych.
Chmury zaczynają różowieć co jeszcze bardziej dodaje smaczku efektowi na zdjęciu....
Wschodzi słońce. Fajerwerków nie ma, ale znajduję się w odpowiednim miejscu i czasie gdzie ładnie wszystko nabiera ciepłych barw.
Wytracam trochę wysokości schodząc na przełęcz pomiędzy Pradziadem, a Małym Dziadem. Las trochę gęstszy i czasami muszę pokombinować próbując obejść śniegowe potwory
Robię pauzę po dotarciu do miejsca gdzie kiedyś przebiegał szlak czerwony. Najwyższa pora wypościć na spacer Igora
Warunki powoli się zmieniają. Jest coraz więcej chmur. Gdzieś tam w dali są widoczne Karkonosze. Widoki jednak niewarte by wyciągać z plecaka największy zoom. Idę na szczyt....
Restauracja na szczycie czynna, ale o tej godzinie już nie wydają śniadań, a potrawy obiadowe dopiero są warzone. Trafiłem w dziurę, a głodny jestem
Dziś miałem jeszcze trochę pochodzić po okolicy, ale strasznie się rozleniwiłem po tych kilku piwach. Postanawiam, że po prostu wrócę do pozostawionego w lesie roweru.
Korzystając jeszcze z chwili przejaśnień wysyłam ponownie w przestworza Igora.
Później pozostaje mi już tylko zejście. Skracam trochę drogę. Bardzo fajnie się zbiega w głębokim po pas śniegu...
Wstępuję jeszcze na piwo do chaty Švýcárna
Na Małym Dziadzie. Jeszcze raz dron w użyciu. Widać już jednak jak pogoda się zmienia. Ledwo widoczne są nieodległe szczyty.
Na przełęcz bardzo szybko zbiegam. Odszukuję rower i pozostaje mi tradycyjnie powrót do domu.
Choć wcześniej umówiłem się na zachód słońca na Biskupiej Kopie to zrezygnowałem z tego zamiaru ze względu na coraz bardziej pogarszające się warunki atmosferyczne. Nie chcąc zepsuć sobie wrażeń mijającego dnia wracam spokojnie do domu
Tradycyjnie więcej zdjęć w Galerii: https://photos.app.goo.gl/LRkT4ZYlU0HkrGQh2
