03.07. PIĄTEK
We wtorek poczytałam trochę o bacówce, w której miałam spać, ale nie chciało mi się już zmieniać planów. Do przeżycia. Tylko rano nie mogę znaleźć niczego, w czym można by było zagrzać sobie wodę, a bufetu niestety nie otwierają o 5.30. W związku z tym jem suchą bułę z papryką popijając ją wodą mineralną i po tym śniadaniu mistrzów ruszam w trasę
Moim dzisiejszym celem są głównie dawne łemowskie wsie. Pierwszą z nich jest Wołowiec. Po drodze jest bardzo sielankowo i pięknie.
W Wołowcu znajduje się dużo przydrożnych krzyży i kilka domostw.
Niestety, co wynika z niedokładnego przygotowania, nie zauważam cerkwi w Wołowcu (dopiero w domu dowiaduję się, że z drogi widać jedynie wieżę, ale ja jej niestety nie dostrzegłam).
Idę zatem dalej w kierunku Nieznajowej.
Na granicy między Wołowcem a Nieznajową znajduje się duża kamienna kaplica.
...a w Nieznajowej kolejne krzyże przydrożne, łąki, lasy i pustka nieistniejącej już wsi.
Ślady jakiegoś domostwa albo piwnicy?
Niestety cerkiew w Nieznajowej nie przetrwała. Pozostał jedynie cmentarz.
Po drodze mijam także chatkę w Nieznajowej, która jest pod opieką stowarzyszenia.
Stąd udaję się dalej żółtym szlakiem w stronę Radocyny.
Po drodze odbijam jednak na chwilę w kierunku Czarnego, gdzie znajduje się m.in. kolejny cmentarz wypędzonych.
Tutaj od bacówki zaczyna biec w moją stronę krowa! Nie bardzo wiem, o co jej chodzi, ale zasuwa dosyć szybko, więc wiedząc, że nie zdołam jej uciec, zatrzymuję się na chwilę. Potwór zagradza mi drogę na chwilę, po czym biegnie dalej ku górze na następną łąkę. Cały czas idzie jednak wzdłuż drogi, którą idę, dopóki nie dochodzę do cmentarza.
W Czarnym znajdują się także jedne z kilku symbolicznych drzwi w miejscu nieistniejącej wsi. Niestety z ich dwóch stron bardzo blisko znajdują się pastuchy, co kończy się tym, że zostaję kopnięta
Wracam z powrotem na szlak, odbijając tym razem od kapliczki w przeciwną stronę.
Podchodzę jeszcze na "sekundę" do cmentarza w Długim, który znajduję się tuż przy "moim" szlaku.
W Radocynie cisza, spokój, zero ludzi.
Krzyże przydrożne chowają się w cieniu drzew do tego stopnia, że czasem ich nie widać (nawet im czasem może zrobić się gorąco

)
Ale nie wszystkie są tak dobrze ukryte!
Na chwilę zbaczam z żółtego szlaku, żeby zobaczyć dawną szkołę i cmentarz w Radocynie. Budynek szkoły jest jedynym, który zachował się z dawnych czasów. Przez chwilę był zamieszkiwany przez rodzinę, której udało się tutaj wrócić po wypędzeniu, jednak zostali zmuszeni z powrotem do wyjazdu.
Cmentarz wojenny przy cmentarzu parafialnym.
Z Radocyny idę dalej ku Koniecznej.
Tutaj już pojawiają się jakieś ślady życia.
Obok nowszych domów znajdują się tu jednak jeszcze takie perełki:
W Koniecznej podchodzę na chwilę pod cerkiew. Została ona wybudowana na początku XX w. w miejscu spalonej wcześniej starej cerkwi. Mieszkańcy nie mogli sobie pozwolić na sfinansowanie takiej inwestycji, dlatego korzystali z funduszy przysyłanych przez Łemków z całego świata.
Obok cerkwi znajduje się cmentarz parafialny z kwaterą wojskową.
Początkowo miałam iść z Koniecznej przez Jaworzynę do Wysowej, jednak na miejscu zmieniam plany, gdyż droga przez Zdynię , Rotundę i Kozie Żebro wydaje mi się ciekawsza. Może mi się to jeszcze odbić czkawką, ale udaję się w stronę Zdyni.
Kolejne potwory! Tym razem mnie nie gonią!
Mijam krzyże i figurki przydrożne.
W Zdyni podchodzę najpierw pod cmentarz, który jest tuż przy drodze.
Następnie odbijam w dół do cerkwi. Tutaj szybko dobiega do mnie dziewczyna - mieszkanka miejscowości, która oprowadza ludzi po tymże przybytku. Jako że dostaje wypłatę z UE, musi udokumentować wizyty. Nie wystarczą wpisy do księgi (jak w poprzednich cerkwiach), więc prosi mnie o wspólne zdjęcie. Wprawdzie jestem trochę wymięta, ale skoro jej to potrzebne, to się zgadzam
Pozostało już tylko dotarcie szlakiem do Wysowej.
Po drodze na Rotundę piękne, wiejskie krajobrazy.
...ale szybko wkraczam w las, by w końcu dotrzeć na szczyt, na którym znajduje się cmentarz z okresu I wojny światowej.
Schodząc z Rotundy mijam bardzo przyjemną bazę namiotową w Regietowie. Wygląda tak, że chciałoby się tam zostać. Ładne, nowe namioty, przyjemny opiekun bazy. Siadam więc na chwilę na ławce i odpoczywam, bo już czuję w nogach przebyte kilometry, a czeka mnie jeszcze podejście na Kozie Żebro, które chwilami przeklinam...
Na Kozim, po przejściu 36 km, robię sobie wreszcie zdjęcie
...i kolejne, a tym samym ostatnie
Zostały ostatnie 4 km do Wysowej.
Po drodze zatrzymuję się na kolację w Ośrodku Wypoczynkowym "Zacisze" - zacisze tylko z nazwy - motłoch, gwar, bardzo nieprzyjemnie. Że też tym ludziom chce się tam spędzać czas! Ja jestem tam tylko chwilę i jestem bardziej zmęczona niż całym dzisiejszym dniem, beznadzieja
W Wysowej przechodzę obok cerkwi
...prosto do agroturystyki, poleconej mi przez cepra;) Wreszcie mogę odpocząć po 40 km trasy, więc najpierw zalegam na pół godziny na podłodze, a dopiero później czuję się gotowa, żeby napić się herbaty, wykąpać i wrócić do żywych. Na ten moment wydaje mi się, że jutro mogę nie być w stanie przejść 50 m do toalety, ale być może uda się zregenerować na tyle, aby w sobotę też gdzieś iść...
Łemkowski piątek