Pasmo Pewelskie w barwach jesiennych.
: 2018-10-17, 10:05
Wobec tak pięknej jesieni jaka nas nawiedziła, postanawiam się urwać z domu w góry. Plan od dawna był w jaki rejon pojechać, ale nie będę ukrywał, że się wahałem i dopiero relacja sprocketa mnie przekonała, by wybrać ten niższy wariant.
Na siódmą docieramy do Jeleśni, zostawiamy auto i ruszamy dość żwawo, bo jest bardzo rześko (4stopnie na plusie).
Gdzieś za górami wstaje słońce, gdy my mijamy rzekę Koszarawę:
Za mostem szlak odbija na wschód i zaczynamy pierwsze podejście, mijając pozostawiony sprzęt budowlany:
Dość szybko zza drzew zaczynają pojawiać się widoki:
Widać, też już promienie słoneczne, które zaczynają padać na stoki Beskidu Żywieckiego.
Jeszcze kilka minut i w końcu słońce widać:
A jak już się pojawia, to dosłownie jakby wielki pożar trawił las:
Wychodzimy z lasu i idziemy w cieniu, choć po drugiej stronie doliny szczyt Biedaszkowskiego Gronia już oświetlają promienie słoneczne. Również północne stoki Beskidu Żywieckiego ( Wolentarski Groń, z wieżą Grojec), oraz widocznego za nimi masyw Skrzycznego wraz z najwyższym szczytem Beskidu Śląskiego, czyli właśnie Skrzycznym jest już skąpane w promieniach słońca:
Widać nawet sławetny Grojec
Mijamy domostwa i zaczynamy podejście, które strasznie daje nam po tyłkach. Na prawdę niezłe, więc tym bardziej się cieszymy, gdy dość szybko wychodzimy z lasu na polanę.
To za zakrętem się zaczyna to podejście.
Na polanie pali się ognisko, jakiś facet w niehandlową niedzielę wycina suche drzewa, a my tymczasem zaczynamy podziwiać widoki, jakie dość szybko się przed nami otworzyły. I zaczynamy żałować, że nie przyszliśmy tu na wschód.
Pilsko. Widać też pod szczytem schronisko/hotel górski.
Nawet powiem, że podoba mi się drugi po Babiej Górze szczyt Beskidu Żywieckiego., oglądany z tego miejsca.
Po prawej pięknie pręży się Romanka, równie pięknie wyglądająca, z tej strony:
Razem, Pislko i Romanka:
W takich okolicznościach przyrody, nie ma szans by ktoś nas oderwał od aparatów. Po jakimś czasie zjadamy również pierwsze bułki, popijając piwem.
W końcu jednak czas ruszyć dalej. Tym bardziej, że po chwili wchodzimy w piękny las:
Idziemy ścieżką po dywanie brązowych, pomarańczowych liści jakie już spadły i jakie cały czas spadają z drzew. Jest niesamowicie pięknie, nie dziwie się, że w innych relacjach ludzie piszą o wybuchu piękna, rozkrzyczaniu drzew, o magicznej tego rocznej jesieni... Bo tak właśnie jest! Jest pięknie.
W pewnym momencie wydaje mi się, że słyszę, płacz? Nie to miauczenie? Tak to miauk kota, który wychodzi za nami z lasu. Jest piękny, biały, z czarnym ogonem i czarnymi plamami na grzbiecie. Najpierw nas obchodzi, jednak gdy go nawołujemy, podchodzi i jeszcze bardziej miauczy. Gdy podchodzi do mnie to pozwala się pogłaskać i dłuższą chwilę idzie koło mnie, plącząc się pod nogami. Oczywiście mruczy
:
Gdy wychodzimy na kolejną polanę, w przysiółku Madeje, kot idzie za nami. Mówię mu, cóż najwyżej wezmę Cię do domu.
To też pierwsze miejsce skąd widać Beskid Mały:
W dole widać Ostry Groń, a za nim trasa jaką pokonałem w sierpniu, czyli Łysina-Gibasy, najwyższy szczyt to Kocierz.
To tu gdzieś kot odchodzi od nas, znajduje swoją ścieżkę, więc my ruszamy dalej, mijając trzech rowerzystów, którzy też podziwiają panoramę.
A to za nami już domostwo przysiółka:
Szukamy kolejnego fajnego miejsca na kolejną przerwę. Warunek, słońce, widoki. Dość szybko taką miejscówkę znajdujemy, choć takich miejsc jest dużo, o na przykład ta polana:
I widok z niej:
Pod słońcem...Babia Góra.
Zaczynamy jednak być wybredni, więc idziemy dalej. Mijamy lekkie podejście, bo od jakiegoś czasu szlak wiedzie prawie po płaskim. Lasy są tu nie tknięte piłą, pachnące grzybami:
Każde liściaste drzewo bije po oczach paletą barw jesieni, co w połączeniu z iglakami daje niesamowity obraz:
Oraz dywan pod drzewami:
Kolejna polana, znowu wydaje nam się piękniejsza od poprzedniej:
Na tej dodatkowo czeka na nas ławka, więc stwierdzamy zgodnie, że to takiej szukaliśmy
:
Zajadamy kanapki, pijemy napoje, oraz przekąszamy coś słodkiego. Dodatkowo oczywiście robimy zdjęcia:
Posileni ruszamy dalej. Mijamy urokliwą kapliczkę:
I nagle słyszymy psy, oraz konie, na których podróżują panie:
Zdobywamy kolejne podejście, które nie robi na nas wrażenia, skoro otacza nas piękno:
I nawet się nie spostrzegamy gdy dochodzimy do przedostatniego ze szczytów Pasma Pewelskiego, Czeretnika. Pasmo to jest włączane na różnych mapach, a to do Beskidu Żywieckiego, a to do Średniego, czyli Makowskiego (ja je traktuję jako leżące właśnie w BMak).
Tu szlak żółty się kończy, teraz schodzimy szlakiem niebieskim łączącym Ślemień z Huciskiem. Mijamy ostatni szczyt pasma ( Gachowizna) i schodzimy w dół.
Mijamy też jakąś czaszkę kopytnego, żartuję, że to niedźwiedź...a kto wie?
Gdy wychodzę z lasu, to wiem, że zaraz padnę.
I tak jest, kopara mi opada!
Dlatego zostawiam gaduły za mną a lecę szukać miejsca widokowego, co by nie przeszkadzały żadne drzew czy krzewy. Po chwili pod jabłonką takowe znajduje:
Po chwili chłopaki mnie doganiają, następuje sesja. Przerwa śniadaniowa (któraż to już?).
W pewnej chwili słyszymy syrenę pociągu i po chwili w ciszy jak nas otacza słyszymy stukot kół. Gdzieś ten pociąg jest? W końcu go widzimy:
Gdy w końcu stukot kół ucicha w oddali i my się zbieramy dalej. Choć się nie chce, gdy przed oczami jest taki widok. Jednak w tunelu drzew schodzimy w stronę widocznego na dole kościoła:
Widok z pod kościoła min na pasmo Laskowskie:
Gdy ludzie rozjeżdżają się po mszy, my ruszamy w stronę linii kolejowej.
Za nią mija nas duży fiat i niestety potrzeba kolejnej przerwy, tym razem na dorzucenie węglowodanów.
Po krótkiej przerwie ubitym duktem leśnym pokrytym, a jakże dywanem liści idziemy pod lekką górkę.
Mijamy odbicie do kilku domostw, gdzie przy rozstaju stoi kapliczka w stylu mocno kolorowym:
W końcu na zakręcie, gdy trakt wraz ze szlakiem odbija na wschód, my ruszamy na zachód już bez szlakowo. Początek to lekka zmyła, więc się wracamy i na azymut omijamy szczyt Wytrzeszczona. Tu spotykamy pełno grzybów niejadalnych, ale też kilka podgrzybków.
Gdy w pewnym momencie robi się dość stromo, a do tego zapowiada się porządny chaszczing, wytyczam perć Wiktora, jak to potem chłopaki się śmieją, w kierunku południowym. Jednak i tak jeden z nas zalicza glebę i się zaczyna narzekanie. Więc gdy dochodzimy do drogi, to nawet nie proponuję dalszego bezszlakowego wytyczenia drogi ku Zapadliskom. Choć potem chłopakom nie zamierzam tego wypomnieć, a i dziś jestem zniesmaczony, że nie podjęliśmy się tego zadania.
A tak to asfaltem zmierzamy ku Pewli Wielkiej.
Droga mija nam na rozważaniach, czy fajnie by się mieszkało w takim miejscu, czy też lepiej mieć tu swój domek letniskowy
. Aż po chwili słyszymy znów pociąg, by znów go zobaczyć, choć zdecydowanie bliżej:
Za pociągiem pasmo Pewelskie, którym to rano maszerowaliśmy.
Droga zaczyna nam się dłużyć gdy już jesteśmy blisko Jeleśni.
Może dlatego, że po drodze też jest widokowo:
Ale w końcu przekraczamy kolejny raz Koszarawę:
Spotykamy neskę
:
I zostaje dojść nam do samochodu. Kilka ostatnich widoków:
Ostatnie kroki robimy po murku, na którym płyty grają nam muzykę:
I kończymy naszą trasę. Wyżej widok ze stacji Kolejowej na wzniesienie, którym z rana się wdrapywaliśmy. Fajny, o ile go widać
Został jeszcze jeden cel, który z powodu zamglenia nie został zrealizowany, ale dzięki temu ominęliśmy główne trasy i bokiem przez przełęcze, min Kocierską, Andrychów dotarliśmy do Oświecimia, z którego dotarliśmy do domu.
Trasa:
https://mapy.cz/s/38Lxp plus https://mapy.cz/s/38Lxr
czas 8godzin, ok 22km i ok 930m przewyższeń.
Chłopaki następnym razem będzie chaszczing na całego, nie zmiłuj
)
Dziękuje.Link do zdjęć.
Na siódmą docieramy do Jeleśni, zostawiamy auto i ruszamy dość żwawo, bo jest bardzo rześko (4stopnie na plusie).
Gdzieś za górami wstaje słońce, gdy my mijamy rzekę Koszarawę:
Za mostem szlak odbija na wschód i zaczynamy pierwsze podejście, mijając pozostawiony sprzęt budowlany:
Dość szybko zza drzew zaczynają pojawiać się widoki:
Widać, też już promienie słoneczne, które zaczynają padać na stoki Beskidu Żywieckiego.
Jeszcze kilka minut i w końcu słońce widać:
A jak już się pojawia, to dosłownie jakby wielki pożar trawił las:
Wychodzimy z lasu i idziemy w cieniu, choć po drugiej stronie doliny szczyt Biedaszkowskiego Gronia już oświetlają promienie słoneczne. Również północne stoki Beskidu Żywieckiego ( Wolentarski Groń, z wieżą Grojec), oraz widocznego za nimi masyw Skrzycznego wraz z najwyższym szczytem Beskidu Śląskiego, czyli właśnie Skrzycznym jest już skąpane w promieniach słońca:
Widać nawet sławetny Grojec
Mijamy domostwa i zaczynamy podejście, które strasznie daje nam po tyłkach. Na prawdę niezłe, więc tym bardziej się cieszymy, gdy dość szybko wychodzimy z lasu na polanę.
To za zakrętem się zaczyna to podejście.
Na polanie pali się ognisko, jakiś facet w niehandlową niedzielę wycina suche drzewa, a my tymczasem zaczynamy podziwiać widoki, jakie dość szybko się przed nami otworzyły. I zaczynamy żałować, że nie przyszliśmy tu na wschód.
Pilsko. Widać też pod szczytem schronisko/hotel górski.
Nawet powiem, że podoba mi się drugi po Babiej Górze szczyt Beskidu Żywieckiego., oglądany z tego miejsca.
Po prawej pięknie pręży się Romanka, równie pięknie wyglądająca, z tej strony:
Razem, Pislko i Romanka:
W takich okolicznościach przyrody, nie ma szans by ktoś nas oderwał od aparatów. Po jakimś czasie zjadamy również pierwsze bułki, popijając piwem.
W końcu jednak czas ruszyć dalej. Tym bardziej, że po chwili wchodzimy w piękny las:
Idziemy ścieżką po dywanie brązowych, pomarańczowych liści jakie już spadły i jakie cały czas spadają z drzew. Jest niesamowicie pięknie, nie dziwie się, że w innych relacjach ludzie piszą o wybuchu piękna, rozkrzyczaniu drzew, o magicznej tego rocznej jesieni... Bo tak właśnie jest! Jest pięknie.
W pewnym momencie wydaje mi się, że słyszę, płacz? Nie to miauczenie? Tak to miauk kota, który wychodzi za nami z lasu. Jest piękny, biały, z czarnym ogonem i czarnymi plamami na grzbiecie. Najpierw nas obchodzi, jednak gdy go nawołujemy, podchodzi i jeszcze bardziej miauczy. Gdy podchodzi do mnie to pozwala się pogłaskać i dłuższą chwilę idzie koło mnie, plącząc się pod nogami. Oczywiście mruczy
Gdy wychodzimy na kolejną polanę, w przysiółku Madeje, kot idzie za nami. Mówię mu, cóż najwyżej wezmę Cię do domu.
To też pierwsze miejsce skąd widać Beskid Mały:
W dole widać Ostry Groń, a za nim trasa jaką pokonałem w sierpniu, czyli Łysina-Gibasy, najwyższy szczyt to Kocierz.
To tu gdzieś kot odchodzi od nas, znajduje swoją ścieżkę, więc my ruszamy dalej, mijając trzech rowerzystów, którzy też podziwiają panoramę.
A to za nami już domostwo przysiółka:
Szukamy kolejnego fajnego miejsca na kolejną przerwę. Warunek, słońce, widoki. Dość szybko taką miejscówkę znajdujemy, choć takich miejsc jest dużo, o na przykład ta polana:
I widok z niej:
Pod słońcem...Babia Góra.
Zaczynamy jednak być wybredni, więc idziemy dalej. Mijamy lekkie podejście, bo od jakiegoś czasu szlak wiedzie prawie po płaskim. Lasy są tu nie tknięte piłą, pachnące grzybami:
Każde liściaste drzewo bije po oczach paletą barw jesieni, co w połączeniu z iglakami daje niesamowity obraz:
Oraz dywan pod drzewami:
Kolejna polana, znowu wydaje nam się piękniejsza od poprzedniej:
Na tej dodatkowo czeka na nas ławka, więc stwierdzamy zgodnie, że to takiej szukaliśmy
Zajadamy kanapki, pijemy napoje, oraz przekąszamy coś słodkiego. Dodatkowo oczywiście robimy zdjęcia:
Posileni ruszamy dalej. Mijamy urokliwą kapliczkę:
I nagle słyszymy psy, oraz konie, na których podróżują panie:
Zdobywamy kolejne podejście, które nie robi na nas wrażenia, skoro otacza nas piękno:
I nawet się nie spostrzegamy gdy dochodzimy do przedostatniego ze szczytów Pasma Pewelskiego, Czeretnika. Pasmo to jest włączane na różnych mapach, a to do Beskidu Żywieckiego, a to do Średniego, czyli Makowskiego (ja je traktuję jako leżące właśnie w BMak).
Tu szlak żółty się kończy, teraz schodzimy szlakiem niebieskim łączącym Ślemień z Huciskiem. Mijamy ostatni szczyt pasma ( Gachowizna) i schodzimy w dół.
Mijamy też jakąś czaszkę kopytnego, żartuję, że to niedźwiedź...a kto wie?
Gdy wychodzę z lasu, to wiem, że zaraz padnę.
I tak jest, kopara mi opada!
Dlatego zostawiam gaduły za mną a lecę szukać miejsca widokowego, co by nie przeszkadzały żadne drzew czy krzewy. Po chwili pod jabłonką takowe znajduje:
Po chwili chłopaki mnie doganiają, następuje sesja. Przerwa śniadaniowa (któraż to już?).
W pewnej chwili słyszymy syrenę pociągu i po chwili w ciszy jak nas otacza słyszymy stukot kół. Gdzieś ten pociąg jest? W końcu go widzimy:
Gdy w końcu stukot kół ucicha w oddali i my się zbieramy dalej. Choć się nie chce, gdy przed oczami jest taki widok. Jednak w tunelu drzew schodzimy w stronę widocznego na dole kościoła:
Widok z pod kościoła min na pasmo Laskowskie:
Gdy ludzie rozjeżdżają się po mszy, my ruszamy w stronę linii kolejowej.
Za nią mija nas duży fiat i niestety potrzeba kolejnej przerwy, tym razem na dorzucenie węglowodanów.
Po krótkiej przerwie ubitym duktem leśnym pokrytym, a jakże dywanem liści idziemy pod lekką górkę.
Mijamy odbicie do kilku domostw, gdzie przy rozstaju stoi kapliczka w stylu mocno kolorowym:
W końcu na zakręcie, gdy trakt wraz ze szlakiem odbija na wschód, my ruszamy na zachód już bez szlakowo. Początek to lekka zmyła, więc się wracamy i na azymut omijamy szczyt Wytrzeszczona. Tu spotykamy pełno grzybów niejadalnych, ale też kilka podgrzybków.
Gdy w pewnym momencie robi się dość stromo, a do tego zapowiada się porządny chaszczing, wytyczam perć Wiktora, jak to potem chłopaki się śmieją, w kierunku południowym. Jednak i tak jeden z nas zalicza glebę i się zaczyna narzekanie. Więc gdy dochodzimy do drogi, to nawet nie proponuję dalszego bezszlakowego wytyczenia drogi ku Zapadliskom. Choć potem chłopakom nie zamierzam tego wypomnieć, a i dziś jestem zniesmaczony, że nie podjęliśmy się tego zadania.
A tak to asfaltem zmierzamy ku Pewli Wielkiej.
Droga mija nam na rozważaniach, czy fajnie by się mieszkało w takim miejscu, czy też lepiej mieć tu swój domek letniskowy
Za pociągiem pasmo Pewelskie, którym to rano maszerowaliśmy.
Droga zaczyna nam się dłużyć gdy już jesteśmy blisko Jeleśni.
Może dlatego, że po drodze też jest widokowo:
Ale w końcu przekraczamy kolejny raz Koszarawę:
Spotykamy neskę
I zostaje dojść nam do samochodu. Kilka ostatnich widoków:
Ostatnie kroki robimy po murku, na którym płyty grają nam muzykę:
I kończymy naszą trasę. Wyżej widok ze stacji Kolejowej na wzniesienie, którym z rana się wdrapywaliśmy. Fajny, o ile go widać
Został jeszcze jeden cel, który z powodu zamglenia nie został zrealizowany, ale dzięki temu ominęliśmy główne trasy i bokiem przez przełęcze, min Kocierską, Andrychów dotarliśmy do Oświecimia, z którego dotarliśmy do domu.
Trasa:
https://mapy.cz/s/38Lxp plus https://mapy.cz/s/38Lxr
czas 8godzin, ok 22km i ok 930m przewyższeń.
Chłopaki następnym razem będzie chaszczing na całego, nie zmiłuj
Dziękuje.Link do zdjęć.

