Jeszcze po drodze ustalamy miejsce spotkania pod Hotelem "Zimnik". Zaczynamy standardowo.
Potem jest już tylko gorzej. Chaszcze, maliniaki, chaszcze, błoto, potoki, chaszcze jak chaszcze kocham...
Trasa jest wyjątkowo widokowa, a to za sprawą miłościwie nam niegdyś panujących na tych terenach Habsburgów.
Złoniemił pozdrawia Was ciule
Po 5 godzinach kończymy to upodlenie na żywieckim bruku. W knajpie, a jak by inaczej.
Przy Mirosławie...
Podobało mnie się. Tyle, że dziś wziąłem urlop na żądanie. Tak mnie racice napierdalają
P.S. Nie było mnie w Śląskim dobrych parę lat i z przykrością muszę stwierdzić, że stan lasów wywołał u mnie przygnębiające wrażenie.
P.S.2 Komplet zdjęć będzie niebawem.





























































